Święty Mikołaj w Gdańsku
Przypływam do Gdańska STOP. Czekajcie na mnie na Zielonym Moście STOP. Będę 5. 12. 2011 r. o godz. 17.00 STOP. Do zobaczenia STOP. Święty Mikołaj STOP. Telegram takiej treści przybył do naszego miasta prosto z Laponii.
I tak jak telegrafował Święty Mikołaj, tak też uczynił. W świetle reflektorów przybił do nabrzeża Motławy, gdzie powitany został przez dzieci oczekujące na niego na Zielonym Moście. Moment powitania uświetnił występ Teatru TOL z Belgii. Trzy anioły unosiły się w powietrzu i rozrzucały świecące gwiazdeczki. Powitanie uświetnił też pokaz sztucznych ogni.
Następnie Mikołaj w towarzystwie prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza, jadąc powoli zabytkowym samochodem, wraz z asystującymi dziećmi i barwną świtą, przy dźwiękach orkiestry dętej Pstrąg, udał się w kierunku choinki ustawionej na Długim Targu.
Tutaj na scenie wręczono nagrody osobom uczestniczącym w konkursie na najpiękniejsze ozdoby choinkowe i – jak co roku - uroczyście odliczając od 10 do zera, zapalono światełka na Gdańskiej Choince.
Stanęła ona w najbardziej reprezentatywnym miejscu Gdańska, po dwóch tygodniach poszukiwań. Tym przedsięwzięciem zajęła się doświadczona w tej materii firma PROLAS (od lat ścina i przywozi choinkę dla Gdańska, także w tym roku wygrała przetarg na tę operację). Drzewo ma około 25 metrów wysokości i waży ponad 4 tony. Po przyjeździe do Gdańska drzewo zostało odpowiednio docięte i umieszczane w stojaku, czyli potężnej stalowej konstrukcji ukrytej pod płytami Długiego Targu. Pień drzewa zagłębia się w niej aż na 3,5 metra, co daje gwarancję bezpieczeństwa i stabilności choinki. Przez dwa dni choinkę ubierano.
Najpierw ułożono elektryczne kable i gniazda, do których zostały podłączone lampki choinkowe. Po czym, łańcuch po łańcuchu, doczepione zostały do gałęzi sznury energooszczędnych ledowych lampek choinkowych. Jest ich w sumie aż 30 tysięcy (300 sznurów po 100 lampek każdy). Gdańska choinka ustawiana jest już od 15 lat. To najwyższa, jak dotąd, żywa choinka ustawiana na święta w Polsce.
Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski