Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Matka i córka - Dorota Terakowska i Katarzyna T. Nowak

nowDSC6647mm

 Katarzyna T. Nowak - krakowska dziennikarka i pisarka. Autorka trzech książek:

"Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej" (WL 2005)

"Kobieta w wynajętych pokojach" (WL 2007)

"Kasika Mowka" (WL 2010)

w przygotowaniu kolejna...

 

Swoją pierwszą książkę Katarzyna T. Nowak napisała o swojej mamie, Dorocie Terakowskiej, dziennikarce i pisarce, autorce takich książek jak „Ono”, „Poczwarka”, czy „Tam, gdzie spadają anioły.” 

now1198.mjpg

Książka „Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej” długo utrzymywała się na listach bestsellerów. W tej chwili dostępne jest wydanie drugie, które można kupić bezpośrednio ze strony:

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/1047/1-moja-mama-czarownica-opowiesc-o-dorocie-terakowskiej

 

A oto fragment tej książki:

 

 

Kaśce, żeby sobie pofrunęła”

 

Ta niepokorna, niesamowicie trudna i najważniejsza dla mnie osoba z jednej

 

strony – próbując uczyć mnie samodzielności na swój własny sposób – gdy byłam

 

nastolatką potrafiła głośno, przy ludziach, powiedzieć mi, że mam brudną szyję

 

(pewnie i miałam) lub że „do niczego się nie nadaję”, a z drugiej chroniła mnie jak

 

mogła, choć nie okazywała tego wprost.

 

To ona, wierząc w to, że mam talent do pisania, uczyła mnie dziennikarstwa.

 

To ona mozolnie poprawiała moje teksty, krzycząc: „Jak mogłaś coś tak fatalnego

 

napisać?!”, „To zdanie to masło maślane!”, „MYŚL! Przecież umiesz!!!!”. Irytowałam

 

się, ona też, ale dzięki temu nareszcie pewnego dnia usłyszałam: „Nauczyłaś się.

 

Piszesz dobrze”.

 

Pamiętam, jak drażniły mnie jej częste telefony do mnie i ten jej rozkazujący ton.

 

Chciałabym teraz usłyszeć od niej przez telefon: „Pisz lepiej! Bo umiesz”. Ta książka

 

jest moim pierwszym pisarskim zadaniem bez poczucia, że mogę spytać mamę, co o

 

tym myśli. Bez koła ratunkowego w postaci jej opinii. Bez poczucia bezpieczeństwa.

 

Przypominam sobie, jak Baja (tak nazywaliśmy w rodzinie mamę Maćka

 

Szumowskiego), próbując nauczyć mnie pływać, wyrzuciła mnie z materaca na głęboką

 

wodę, mówiąc: „No pływaj, pływaj!”. Dziko przerażona... popłynęłam. Tylko że Baja

 

była obok.

 

Chciałabym odkryć, jak to się stało, że mama, w młodości szalona imprezowiczka,

 

politycznie zaangażowana dziennikarka, nagle, w dojrzałym wieku, zaczęła pisać takie

 

książki, jak Tam gdzie spadają Anioły, Ono czy Poczwarka. Gdybym kupiła te książki i

 

nie znała autora, nigdy nie wpadłoby mi do głowy, że napisała je moja matka. Do dziś

 

mam wrażenie, że wciąż na nowo ją poznaję.

 

W reportażu telewizyjnym, trafnie zatytułowanym „Dwie Doroty”, mama

 

mówiła, że tkwią w niej dwie osoby: pierwsza pilnie śledzi wszystkie newsy prasowe,

 

słucha wiadomości, czyta gazety, pisze ostre felietony. Druga przebywa w zupełnie

 

innej rzeczywistości, jakby po drugiej stronie lustra, gdzie wszystko jest możliwe i gdzie

 

rządzą prawa magii. I te dwie Doroty, ta analizująca chłodno i krytycznie rzeczywistość

 

publicystka i ta druga, która wierzy w magiczne moce, sny i przeczucia, słyszy, jak

 

łabędzie skrzydła śpiewają, a w życiu kieruje się nie rozumem, lecz intuicją – są w niej

 

obecne obok siebie.

 

Przez wiele lat mama – przynajmniej na pozór – lepiej od śpiewu łabędzich

 

skrzydeł słyszała własny głos. Apodyktyczna, władcza, agresywna, uparta do granic

 

niemożliwości, w ciągłym biegu, nie czuła się dobrze w rodzinnym domu, więc z niego

 

uciekała. Nie pasowała do żadnej szkoły, w każdej było jej za ciasno. Nie wiedziała,

 

jakie studia wybrać. Szukała siebie w szaleńczym stylu życia cyganerii krakowskiej,

 

w Piwnicy pod Baranami, w klubach jazzowych, kabaretach. Wszędzie musiała być

 

pierwsza, jeśli nie najlepsza, to najgorsza. Byleby inna. Próbowała odnaleźć siebie

 

nawet w partii. I w macierzyństwie, które przyszło zbyt wcześnie i od którego też

 

uciekła. I w gazetach, w których koledzy, z powodu nieznośnego charakteru, nazywali

 

ją „ta straszna Terakowska”. Nawet w domu, który stworzyła, bywała straszna.

 

Obie Doroty od dziecka zgadzały się w jednym: chciały pisać. Łamać konwenanse,

 

burzyć struktury, żyć mocno i z pasją. Aż wreszcie, grubo po czterdziestce, mama

 

przestała uciekać, powoli odnajdywała to, co zgubiła w szaleńczym biegu. Skryta, nie

 

znosząca czułostkowości, zamknięta w sobie, choć otwarta na innych, odkrywała się

 

coraz bardziej w książkach.

 

Gdybym na co dzień wyrzucała z siebie to wszystko, co we mnie tkwi, nie

 

miałabym już o czym pisać. Ale mam poczucie, że to nieokreślone „coś” w pewnej

 

chwili zgubiłam, rozmieniłam to na drobne, swoim życiem sama temu czemuś

 

zaprzeczałam i musiałam to dopiero odnaleźć w sobie na nowo. Znalazłam to dopiero

 

po czterdziestce i wtedy napisałam pierwsze powieści.

 

Te książki wywoływały szok wśród jej znajomych, tak bardzo nie pasowały do

 

autorki. Kiedy Alicja Baluchowa, niedługo przed śmiercią mamy, powiedziała jej, że jest

 

taka jak bohaterowie jej książek, ta bardzo się ucieszyła: „Naprawdę???”.

 

Najpierw przeczytałam Tam gdzie spadają Anioły (wręczyła mi książkę z odręczną

 

dedykacją: „Kaśce, żeby sobie pofrunęła”) – było to jakieś sześć lat temu – i doznałam

 

wstrząsu. Bo nagle okazało się, że ta apodyktyczna, hiperenergiczna i hiperzajęta

 

osoba, która przemyka obok jak huragan, tak naprawdę słucha, widzi i rozumie innych.

 

I jest wewnątrz tak wrażliwa i czuła, jak chropowata na zewnątrz. Znikła złość i bariera,

 

która dzieliła nas przez tyle lat. Skończyło się czekanie: która pierwsza wyciągnie rękę.

 

I tak zaczęłyśmy poznawać siebie… Znalazłam w jej książkach to, czego szukałam. Ona

 

znalazła to, co zgubiła.

 

Teraz, po jej śmierci, odczytuję te książki inaczej. Już wiem, dlaczego tak

 

starannie zamykała się na wiele godzin w „pokoju komputerowym”, w którym pisała,

 

i spowita dymem papierosowym, z orzeszkami w zasięgu ręki, izolowała się od nas,

 

nawet od Maćka, który w pewnym wywiadzie wyznał rozbrajająco, że cierpi wtedy na

 

chorobę sierocą. Tam odnajdywała się wśród nie zawsze przyjemnych wspomnień,

 

dręczących ją lęków i obsesji, niespełnionych marzeń, nadziei i – przenosiła je na kartki

 

papieru.

 

Po czym, niejako „oczyszczona”, wychodziła z impetem z pokoju i jak gdyby nigdy

 

nic mówiła: „To co, Maciuś? Może brokuły na kolację?”, mimo że dochodziła druga w

 

nocy.

 

- Brokuły? Czemu nie? Ale najpierw zerknę, co tam napisałaś – mówił.

 

- Nie ma mowy – odpowiadała stanowczo. A tata Maciek nie ośmielił się, bez

 

zgody, otworzyć jej komputera. Zajrzał tam tylko raz, po śmierci mamy, ale nawet

 

wtedy, nieporadnie stukając w klawiaturę, powiedział do mnie: „Nie mogę. Czuję się

 

jak złodziej. Zrób to ty, tobie to będzie potrzebne”.

 

Zrobiłam to więc i... poczułam się głupio, przeglądając jej e-maile i znajdując

 

dziwny plik, zatytułowany „Wierszyki-poradniki”. Nie miałam pojęcia, że pisała

 

takie rzeczy. Zbierała wszystkie listy od i do czytelników, zachowywała w osobnych

 

folderach korespondencję ze znajomymi, ale gdy na skutek awarii komputera

 

bezpowrotnie utraciła część danych, nie odzyskała wszystkiego.

 

Biografowie opierają się na starych listach, pamiętnikach... Ja nie mogę

 

skorzystać z podobnych źródeł, bo mama niczego takiego nie miała, a jeśli miała, to

 

zniszczyła. Nie rozmawiałyśmy też o przeszłości, o jej dzieciństwie, o przodkach...

 

Żyłyśmy dniem dzisiejszym i przyszłością.

 

Zatem pisząc tę książkę, opieram się na wywiadach, których udzieliła, na e-

 

mailach, które się zachowały, na rozmowach z ludźmi, którzy ją znali, i na swojej

 

pamięci. Pewne daty, fakty mogą się nie zgadzać, bo przecież pamięć bywa zawodna.

 

„Nie rób w tej książce żadnych uników”. Postaram się.

 

"Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej" (Wydawnictwo Literackie 2005).

 

Książka ta to portret pisarki wyłaniający się z opowieści jej starszej córki, dziennikarki, Katarzyny T. Nowak. Jest fascynującym opisem osobowości niebanalnej, niezwykle silnej, twórczej, niepokornej. Przy okazji czytelnik poznaje wiele słynnych postaci życia kulturalnego, krakowskiej bohemy lat 50., 60., 70 - Piotra Skrzyneckiego, Wiesława Dymnego, Zygmunta Koniecznego, Bronisława Chromego,Andrzeja Bursę, Ludwika Jerzego Kerna, Leszka A. Moczulskiego. Wspomnienia rodziny i bliskich osób związanych z Dorotą Terakowską, fragmenty jej listów i książek czynią jej portret bardzo intymnym, ale też niejednostronnym.

 

Więcej o Autorce Katarzynie T. Nowak:

http://katarzynanowak.art.pl/

http://terakowska.art.pl/

http://katarzynatnowak.wordpress.com/

 

 

opal copy