Wiersze Witolda Kiejrysa
Z wielką radością prezentujemy Państwu wiersze Witolda Kiejrysa.
mowa wierszem
przykład na to, że strofa jest w stanie pomieścić wszystko.
szczelinami wypadają błędy. jeden po drugim.
w niepogodę zaczynają rosnąć kiełkować, jak sporysz,
dzikie. wszystkie nieparzyste. skołatane grzechem, single.
a w dni pogodne słońce posiewa kolory kwiatom;
mak niekwiat kwitnie na makatce,
dzień wstaje rozdziawiony, z poukładanym scenariuszem,
odjeżdżającymi w tempo autobusami i grzanką na masce.
kawa rości sobie prawo do bezprawia. w porannym przeglądzie
szeleszczą papierowe szpalty palta,
w patiach wiciokrzew, w spłowiałych ustach przekleństwpo.
gdziekolwiek gdzieś zawsze
kapela rżnęła od nocy do rana
pośród śmiechów gwizdów i jęków
zwalonym pantoflom
obojętną była muzyka
także ta muzyka
a jej wydawało się że jęki
to śpiew rajskich ptaków
ten przemieniał się w rechot
ukrytych w sitowiu zielonych żab
modrookich rudych
i dziurawych ud
ginących echem w porannej mgle
i zapachu łąki
ramiona
boję się o ciebie. i ciebie.
spoglądam w stronę, z której mogłabyś nadejść.
tyle strachów mieszka w tobie.
niektóre z nich weszły we mnie.
budzą się nie tylko po nocy.
wypełzają za dnia,
oblepiają mnie,
nie mogę uczynić nawet kroku.
czuję szum w uszach.
robi się ciemno.
wypływa ze mnie brudna treść.
gdzie jesteś?
chodź.
tylko w twoich ramionach
będzie nam bezpiecznie
*
wodziła
po konturach rysunku
oczu i ust
chcąc zapamiętać
delikatnie obrysowywała ciało
dotykała pomarszczonej miejscami skóry
bez strachu
jej pamięć zanurzała
w jego pamięć
marzenia z myślami plątali
śmiechem i kroplami potu
poddawał się
wspierał zapamiętaniem
że zapadając w sobie
żegnają ostatnim pociągiem
donikąd
woda
wszystko zależy od miejsca
z którego patrzysz
toń wody nasyca się
obrazami wysokich wiązów
i płożących nad brzegiem wierzb
(nie wiedzieć czemu płaczących)
spośród nich wyłania się zarys
wielkiej jak maszt wieży
ciśnie się w wodę i niebo
zaznacza przestrzeń
obok rysunek
konstrukcji szpitala
domu mojej mamy -
mojego drugiego domu
pamiętam chłód korytarzy
i ciepło jej dłoni
jezioro faluje
oddala przybliża obrazy
sięga okien pociągu
po czym znika
po drugiej stronie
indeks
strachy wychylają się z ciemnych kątów
niczym zaśniedziały krwią pieniążek -
nic za nie, nie kupisz i nie pobrudzisz rąk
tylko w środku poczujesz wilgotne zimno,
jak w tamtą czterdziestą pierwszą noc.
zapomnisz nazwiska i rodowego domu,
zapomnisz gwiazd, niebo zapłonie ciszą.
za woalem ukryty detal,
za detalem ukryte sumienie -
kogo bardziej boli?
wiem że nie wiecie
nie jestem anty...gdzież mi.
znam sporo przykładów w drugą stronę ciętych,
mam zadowalać zacieśnione gusta?
kim wtedy będę, innym niż kim jestem?
wiatrem, czy latawcem?
świat skrywa swoje tajemnice
świat skrywa swoje tajemnice
zawstydza się swym własnym cieniem
a ja bezwiednie wykopuję
szperam w pamięci i papierach
wywracam kamień i nicuję
inni sczytują mędrce prawią
w annałach piszą
ja
nic nie wiem
przecieram oczy znów zasypiam
na powrót w stan nieważki wpadam
czy o talarach śnię czy murze
załomach jego i stokrotce w nim
nie wiem bo sny osobiste
a chciałbym
pięknie opowiadasz
mój boś wlazł we mnie
nieznajomy
Na wieść o śmierci Koleżanki Liliany
Kieliszek - odma zła i śmierci,
duszna zaraza co bezmiarem krzywdzi
w imię miłości wierności cierpienia,
złóg samotności także i zwątpienia -
przyczynek nieszczęść wielu i jednego,
upadłej łaski, bezgrzechu grzesznego.
Nie wiń więc bracie i siostro przyczyny
z której upadłym podnieść się nie dano
i ugnij tylko pokornie kolano,
by pochyleni nad troską i żalem
w cichej modlitwie, nad nią i nad sobą,
zważyli nasze... czyśmy nie bez winy?!
on mówi
lubię rzeczy i sprawy proste
nawet wtedy gdy niewidzący
opacznie wszystko tłumaczą
przedkładając chęć wyrażenia siebie
i swojego wizerunku
nad istotę rzeczy
a skoro lubię
sam zapewne czynię podobnie
nie zdając sobie nawet
z tego sprawy - muszę to naprawić
bywam uchem uwierającego smaku
z równym skupieniem
wsłuchując się w melodię lasu
jak i plusk wody -
mówią o mnie, że potrafię
słuchać okiem i patrzeć uchem
i tylko słowa chropawe i słone
bywają jak wysoki cień klifu
w lustrzanym odbiciu
spraw własnych i cudzych
częściej spotykam ból
smutek i cierpienie
które lgną do mnie modlitwą
rozgrzeszam wtedy
udzielam błogosławieństwa
proponuję pokutę przez miłość
to lubię najbardziej
krotochwila
mój dzień wczorajszy pełen pracy
szczęściem zapomniał ta usnęła
i kiedy ranek z słońcem wstawał
poczułem rześkie wybudzenie
jak te niedźwiedzie co wiedzione
pragnieniem słońca i posłańca
wiecznej wędrówki ku krainie
gdzie miód i panny i gdzie chucie
dla jednych w trawie
innym w sianie
a jeszcze innym w starym bucie
dzisiaj gdy rower przysposobię
ruszę przed siebie w swą wędrówkę
lecz nie do panien
to już było
w pamięci tylko drżą mi uda
i te pozornie piękne cuda
dziś pamięć jak ta pajęczyna
rozplata wiatr przymyka oczy
w kufelku sok pod drzewem sjesta
nad nimi ptak ten ptak to spokój
posiedzi potem się poderwie
i wzleci ku wysokim chmurom
a ja popatrzę za nim może
albo na chmurze się położę
i w dal popłynę bez roweru
A oto co Witold Kiejrys napisał o sobie:
Jestem choszcznianinem przez fakt zamieszkiwania w tym mieście przez
58 lat. Człowiekiem z ogromnie powichrowanym życiorysem. Alkoholikiem,
trzeźwym od 12 lat, od 11 lat niepalący. Od czterech lat mieszkam w
Warszawie, miejscu swojego urodzenia. Tutaj pracuję, poza tym jestem
emerytem, wypracowałem sobie emeryturę kolejową. Z wykształcenia leń
'średnich', maturalny. Taki, który kręcił się po wielu uczelniach
niczego nie kończąc. Co z tego, że w życiu nie oblałem żadnego
egzaminu szkolnego. skoro ten życiowy tyloma porażkami znaczony. Mimo
wszystkich zawiłości i upodlenia, których doświadczyłem, stwierdzam,
że życie jest piękne, a Miłosierdzie Pana, nie zna granic.
Dla mnie, to Niepojęte!