Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

"Podróż " - opowiadanie Witolda Kiejrysa

DSCN8143m

Pojechałem wczoraj do Krakowa. Podróż z Warszawy do Krakowa to dzisiaj
czysta przyjemność. Pociąg wreszcie czysty, z zadbanymi toaletami, z
wodą w kranach, z papierem toaletowym i papierowymi ręcznikami, a
przecież na Centralny pociąg ten przyjechał nie z bocznicy, ale aż z
Białegostoku.
Natomiast o tym, że nie warto kupować biletów na ostatnią chwilę
wiedziałem od dawna, ale mężczyzna to osobnik, który zawsze musi
próbować, nawet gdy ma 70 lat, cóż to dla niego. Dwanaście lat
wcześniej tenże sam mężczyzna próbował sił skacząc z wysokości
drugiego piętra. - I co, myślicie, że nie zeskoczył? - Zrobiłem to
osobiście, uwierzcie mi, że nic łatwiejszego. Przecież zawsze, przez
całe życie nie robiłem nic innego jak tylko skakałem; z progu na próg,
przeskakiwałem je, unosiłem się w tych skokach jak motyl, z kwiatka na
kwiatek, a tymi kwiatami wcale nie musiały być kobiety. Ba, rzadko
nawet nimi były, tyle różnych pasji i zainteresowań zawsze we mnie
było.

Często upadałem tłukąc się boleśnie, ale natychmiast podrywałem
się na równe nogi, gotowy, a jakże, do nowego skoku. No, ale tamten z
2001 roku, pamiętny, nie ostatni przecież skok, skończył się
połamaniem kręgosłupa i bez mała roczna rehabilitacją. Jak każdego
skoku, skutki tego też będę pamiętał do końca życia, czasami z
grymasem. Dlatego mimo braku miejscówek, w kasie sprzedano mi bilet
stojący.
Całe trzy godziny i szesnaście minut stania, do tego z plecakiem u
nogi? O nie! Wybrałem miejsce potencjalnego ustawienia się na peronie
wagonu barowego, dobrze wybrałem, czasami potrafię. Wskoczyłem
szybciutko jako jeden z pierwszych, i zająłem miejsce siedzące,
najbliżej bufetu. A w bufecie i segmencie kuchennych uwijające się
trzy młode, śliczne dziewczyny.
- Myśliwy na posterunku! krzyknąłem w stronę tej najładniejszej, która
stała po drugiej strony lady. Tuż, tuż, ile, może dwa metry ode mnie?
Wywaliłem przy tym na wierzch prawie, swoje perłowo lśniące szuflady w
pełnym uśmiechu. To powala, ten uśmiech powala wszystkich. niektórych
ze śmiechu! - Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie pięknie i spytała.
- Kawy?
- Tak, odpowiedziałem. Z ekspresu i z mlekiem. Jeśli można, to dużą,
obowiązkowo dużą!
Po chwili odbierałem kawę, za całych osiem złotych. Przy płaceniu,
piękna dziewczyna szepnęła mi:
- Proszę pana, tylko później będzie musiał pan zamówić ciepły posiłek,
wtedy będzie pan mógł siedzieć aż do samego Krakowa, bo inaczej musi
być rotacja. Pan rozumie, mamy tłok.
- Tak, tak, odpowiedziałem szybko. Na pewno zamówię coś ciepłego.
Obok mnie, na drugim foteliku zajęła miejsce młoda dziewczyna o
jasnym, ale nie białym odcieniu skóry. Zdrowa skóra, młodej kobiety,
czuło się jej jędrność i smakowity zapach. Dziewczyna ta, zapewne
studentka któregoś z humanistycznych kierunków, miała pewien problem.
Otóż, kupiła w bufecie wodę 'Kroplę Beskidu', taką sama, jaką ja
miałem schowaną w plecaku i sok pomarańczowy z Tarczyna. Ja miałem sok
z czarnej porzeczki, również tarczyński. Już tylko to sprawiło, że
poczułem do tej dziewczyny sympatię. Gdy chciała zapłacić kartą,
system odmawiał przyjęcia przelewu, tak jakby na koncie nie było
pieniędzy.
- Może w czymś pomóc? zaproponowałem grzecznie. Poczułem się nawet
przez moment ważny, bo oto mogłem za nic nie znaczącą kwotę poczuć się
dowartościowanym, zauważonym obiektem wdzięczności. Już prawie to
widziałem. Niestety, znowu nie ten adres, bo dziewczyna grzecznie
- Dziękuje panu. Poradzę sobie!
Wyjęła z torby komórkę, wybrał numer i po chwili
- Halo! - Karol? - Słuchaj, chyba nie mam na koncie pieniędzy. Przelej
mi, muszę zapłacić w bufecie, a nie mam przy sobie gotówki.
Po kilkunastu minutach podeszła do lady bufetu i zapłaciła. Jakże
łatwo teraz młodym ludziom, pomyślałem. Jakże łatwo potrafią wyjść z
kłopotliwej sytuacji. Ja miałbym z tym wielki problem.
Pomimo ponad dwudziestominutowego postoju we Włoszczowej, do Krakowa
pociąg przyjechał planowo.
To też jeden z ewenementów dzisiejszej kolei. Kiedyś byłem maszynistą
prowadzającym pociągi pasażerskie, wiele mógłbym na ten temat
powiedzieć. Kto wie, może trafi się ku temu jeszcze niejedna okazja.

autor tekstu  Witold Kiejrys

zdjęcie Marta Polak



opal copy