Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Spotkanie

 stogi 1 432 n

W dniu 9 października 2014 roku w gościnnej Bibliotece Społecznej prowadzonej przez Stowarzyszenie Przyjazne Pomorze w osobach Doroty Kaczmarek i Jana Urbanika, odbyło się spotkanie wszystkich autorów publikujących w Wydawnictwie Koziorożec. 

Obecni byli Barbara Połoczańska - książka  "Siła woli - moc zdrowienia", Agata Gajewska - "Niegrzeczne tango pod ladą", Marta Polak - wiersze dla dzieci "Pory roku" oraz "Serce i kwiaty", Gabriel Oleszek - "I nie ma na takiego siły", Waldemar Krupowicz - "Fraszki Waldemara" oraz "Fraszki na bis".

A oto tekst o tym spotkaniu, który napisał  pan Jan Przęczek, autor książki "Takie tam... zapiski":

Spotkanie

Na początku były maile i telefony. Ustalono, spotkanie autorów Wydawnictwa KOZIOROŻEC odbędzie się na Stogach w Bibliotece Społecznej o godzinie osiemnastej. Moja obecność jest wskazana. Muszę wspomnieć, ostatnio po raz kolejny zmieniłem zawód, jestem zawodowym emerytem i to jest moje szczytowe osiągnięcie życiowe. Od rana szykuję się psychicznie, tym razem to ja mam być jednym z autorów. Jestem i dumny i lekko spłoszony.

Niewielkie wydawnictwo „KOZIOROŻEC”, stworzone i cały czas ożywiane przez Panią Martę specjalistkę od „DOBRYCH WIADOMOŚCI” przyjęło nas kilkoro autorów pod swoje skrzydła. A Pani Marta uznaje, jak sama powiedziała tylko „DOBRE WIADOMOŚCI”, jest więc portal www.dobrewiadomosci.eu i jest także STOWARZYSZENIE DOBRYCH WIADOMOŚCI. Przy stowarzyszeniu jest dużo spotkań wpływających na ukulturalnienie kogoś takiego jak ja. Nie chcę pisać, że do tej pory byłem gburem a od czasu włączenia się w obieg stowarzyszenia stałem się innym człowiekiem. Nie, po prostu nie ulegam marazmowi trzeciego wieku.

Cały dzień sprawdzam, czy wszystko należycie przygotowane: książki? są, garnitur? jest, krawat? jest – z tym trochę kłopotu, przez całe życie dorobiłem się kilku krawatów, który wybrać? Najlepiej pod kolor ale jest kilka pod kolor. Kłopot ze spodniami, upływający czas widać po fałdach na nogawkach. Kręgosłup całe życie prosty, teraz się stwistował i właśnie w tym miejscu to widać. Dlaczego? Nie wiem. Scyzoryka nigdy przed nikim nie robiłem, a spodnie robią się za długie.

Postanawiam uruchomić mojego „Złoma”, jest to już mocno zużyty samochód, który ktoś kiedyś przerabiał na rakietę typu Jezdnia – Latarnia. Lubię go, zresztą moje wszystkie samochody miały jakieś nazwy. Kupiona za litr wódki DKW-ka była „Żonkilą”, moja ówczesna sympatia tak ją nazwała. Pojeździliśmy sobie po Warszawie w takich miejscach gdzie obecnie bałbym się włączyć do ruchu. Później okazało się, że Pan Biurokracy ma za duże chody i trzeba było samochód oddać. Prawo jazdy mogłem dopiero dostać za rok, a umowa, a przegląd, numery rejestracyjne zaczynały się wtedy na literę „H” i były sześciocyfrowe. Tego jak na szesnastolatka było za dużo… Później były inne: „Krowa”, „Jaszczyk” itd. Wszystkie były najlepsze w Świecie.

W ostatniej chwili dowiedziałem się, że Most Siennicki jest wyłączony z ruchu, trzeba jechać Elbląską, a ja nie znam drogi. Załączam GPS z mojego telefonu i ruszam z mojego „Zadupia” do Stogów. Przyjeżdżam dużo wcześniej. Z wrażenia zapomniałem zjeść obiad, kupuję starym dobrym obyczajem dwie bułki i serdelka, teraz z własnym prowiantem idę do „Biblioteki Społecznej”. Na szczęście jest jedna Pani obsługująca, wita mnie serdecznie, częstuje herbatą, czuję się dowartościowany. Widzę jednak, to co zawsze: Gość nie w porę, gorszy od rewolucji światowej.

Po zjedzeniu staram się być pomocny, w takich wypadkach jednak najlepsza pomoc to nie przeszkadzać, ale próbować trzeba. Po chwili przychodzi Pani Dorota, zaczyna się ustawianie krzeseł, znowu usiłuję pomóc. Zbliża się godzina osiemnasta. Naraz pojawiają się wszyscy: Pan Jan kierujący Placówką – świadomie używam tego słowa, gdyż Biblioteka jest miejscem gdzie nie tylko wypożycza się książki, działalność jest o wiele szersza, koncerty, kółka zainteresowań. Nie chcę przedobrzyć, ale wagi tej społecznej działalności przecenić się nie da…

Prawie razem z nim przychodzi publiczność i autorzy: Pani Agata z zawodu artystka – plastyczka, Pani Marta główna animatorka zdarzenia, Pani Basia – Osoba, która wiele przeżyła, o Niej wiem najmniej, Pan Gabriel – Kapitan Żeglugi Wielkiej i malarz amator z osiągnięciami, Pan Waldemar – nauczyciel języków i globtroter. Zajmujemy miejsca, fotele są wygodne, zaczynam obserwować zdarzenie.

Krótkie wprowadzenie Pani Marty, mówi o dorobku Wydawnictwa. Po kolei przedstawia autorów. Opowiada też o własnej twórczości. Zawsze podziwiam jak Ona znajduje czas na twórczość własną, wydawnictwo, Stowarzyszenie, wyszukiwanie i organizację imprez takich jak nasze spotkanie oraz obecność w wielu miejscach prawie na raz.

Po Pani Marcie, Pan Waldemar, On z kolei uprawia jedną z trudniejszych form literackich – fraszkę. W tym wypadku chodzi aby w dwóch, trzech wersach zmieścić i treść i pointę. Na moment rozmowa przenosi się na Jego podróże i doświadczenia życiowe. Kilka słów o pobycie w Iraku i o tym co nastąpiło i co się dzieje obecnie.

Siedząc nieco z boku wspominam znajomego, który pracował na kontrakcie w Iraku jako wybitny specjalista od melioracji. Niestety zginął wracając do kraju na urlop. „Wcinając” się w wypowiedź Pana Waldemara mówię o relacjach kierowców TIR-ów wracających do kraju. Wtedy Amerykanie byli przyjaciółmi Saddama Husseina.

Pani Agata czyta fragment książki opartej, przynajmniej częściowo na przeżyciach własnych. „Niegrzeczne Tango Pod Ladą” opisuje przygody, młodej, wykształconej kobiety w warunkach gospodarki rynkowej. Wspominam przeżycia córki, chwilami wygląda jakby panie się znały. Zamyślam się. System balcerowiczowskiego „urynkowienia” zmienił życie ludzi przeciętnych, dając zielone światło cwaniaczkom i kombinatorom. Przecież nie wszyscy są do rządzenia, niektórzy są do pracy i bez nich świat by się nie rozwijał. Dawny system dający wszystkim „po trochu” też się nie sprawdził, jego konsekwencją mógłby być brak piasku na Saharze gdyby jej terytorium wchodziło w obieg krajów „socjalistycznych”.

Chwila zamieszania. Pan Gabriel musi iść odebrać kogoś ważnego. Bardzo szybko zostaje przedstawiona Jego sylwetka, mówi parę słów o sobie i swojej twórczości – wychodzi.

Teraz Pani Basia, drobna, szczupła kobieta napisała książkę o swojej ciężkiej walce z ciężką chorobą. Najważniejsze napisała o zwycięstwie i wyjściu ze stanu zdawałoby się beznadziei do stanu ozdrowienia. Pani Basia cichym, spokojnym głosem opowiada o swojej uporczywej walce i efekcie końcowym, powrocie do świata ludzi zdrowych. Próbuję sobie tę walkę wyobrazić. Nie umiem. Znam kilka osób z Jej schorzeniem, jedni się poddali, inni walczą. Mam znajomą też chorą od lat, niedawno wyszła za mąż. Ona ciężko chora, mąż nie całkiem zdrowy, oboje siebie wspierają, oboje walczą i żyją ciesząc się każdym dniem i sobą. Dla Pani Basi jestem pełen podziwu, jak ktoś, kto wie żeby nie potrafił. Pani Basiu mój Szacunek i Uznanie.

Nadchodzi moja kolej. Najpierw błysk myśli – myślenie nie jest moją oficjalną stroną Internetu, w tym przypominam raczej Kubusia Puchatka rozmawiającego z Prosiaczkiem. Myśl do mnie mówi:

– Słuchaj, jesteś po tej stronie –

– No i co z tego ? – odpowiadam

– Pamiętasz? –

– Pamiętam i co z tego? –

Tak się w życiu składało, że kilkakrotnie w „szyku zwartym” z piosenką „marszową” szliśmy z naszego Domu Dziecka do pobliskich Obór, tam spotykaliśmy najważniejsze Postaci Polskiej Literatury. Niestety. nie wiedziałem wówczas, co mija.

Pani Maria Dąbrowska – niewiele wyższa od nas, drobniutka, zrobiona na chłopczycę jak nasze koleżanki stwierdziła:

– O pisarzu, świadczy Jego twórczość i przeczytała nam kawałek swojej Pięknej prozy a my odklaskaliśmy – bo Nasza Pani kazała – teraz nie umiem odtworzyć z pamięci Jej głosu.

Potem był jeszcze ktoś i jeszcze ktoś…

Czekaliśmy na Niego i On tego dnia był i wyszedł do nas. Pan Broniewski, był w dobrym nastroju. Opowiedział parę kawałów, stanął na rękach, rozbawił dzieci. Nie wiedzieliśmy, że mamy przed sobą najmłodszego, a później najstarszego Kapitana Wojska Polskiego.

Teraz ja stanąłem a właściwie nie podnosząc się z wygodnego fotela, wysepleniłem fragmenty jednego z moich opowiadań. No cóż, moja przyjemność bycia po tej stronie audytorium powinna być atrakcją dla drugiej strony audytorium.

Chwilę po mnie spotkanie się zakończyło. Nie był to koniec wieczoru. Wsiadłem do „Złoma”, tak się składa, że dopóki nie poznam samochodu nie proponuję nikomu podwiezienia. Załączyłem GPS, wróciłem do domu. Po kilku minutach wyprowadzałem moją „waderę kieszonkową” na spacer. Spotkałem sąsiadkę wychodzącą z córeczką:

– Tak na elegancko? – spytała widząc mnie po zmroku.

– Miałem wieczór literacki – odparłem

– A wierszyki były? – spytała żywa jak iskra dziewczynka

– Też, i to dla dzieci –

To było pełne zakończenie wieczoru literackiego po nowej stronie.

 Jan Przęczek

zdjęcia Dorota Kaczmarek, Jan Urbanik

stogi 4

 

Marta Polak i Gabriel Oleszek

 

stogi 7 17883632 n

od lewej Dorota Kaczmarek, Jan Przęczek, Marta Polak

stogi 6  n

od lewej Jan Przęczek, Agata Gajewska, Marta Polak

 

stogi 5

od lewej Agata Gajewska, Marta Polak, Barbara Połoczańska

stogi 1 432 n copy

Pierszy od prawej - Waldemar Krupowicz

 

A oto wspomnina w tekście „Wadera kieszonkowa”

fot. Jan Przęczek, zdjęcie latem.

wadera

 

 

opal copy