Hanna Cygler "Tryb warunkowy"
Z wielką przyjemnością prezentujemy Państwu fragment powieści Hanny Cygler "Tryb warunkowy". Książka ukazała się nakładem Domu Wydawniczego Rebis z Poznania.
"Tryb warunkowy" - Pierwszy tom trylogii o burzliwym życiu uczuciowym Zosi Knyszewskiej. Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Zosia Knyszewska rozpoczyna studia i dorosłe życie, w którym miłosne wybory wydają się jej największym problemem. Dziewczyna odkrywa jednak, że otaczająca ją rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana, a bliskim osobom nie zawsze można zaufać…
Hanna Cygler - z urodzenia i zamiłowania gdańszczanka. Zawodowo zajmuje się tłumaczeniem ze szwedzkiego i angielskiego, a dla przyjemności - czytelników i swojej - pisze powieści (nie tylko dla kobiet).Dom Wydawniczy REBIS opublikował następujące jej książki: Odmiana przez przypadki, Dobre geny i Bratnie dusze.
Był piękny słoneczny dzień. Prawie połowa lipca, ale lato
zaczynało się dopiero teraz. Promienie słońca przyjemnie
przypiekały mi kark. Ludzie, po długim oczekiwaniu na ciepłą
pogodę, kompletnie teraz oszaleli. W kolorowych letnich
strojach toczyli ożywione rozmowy, ciesząc się życiem. Nastrj
ulicy był zaraźliwy. Zerknęłam w bok i zobaczyłam przy sobie
profi l Marcina. Wciąż wierzyć mi się nie chciało, że jest tu ze
mną i ma mi towarzyszyć w drodze na uniwersytet, aby sprawdzić,
czy przyjęto mnie na studia. Gdyby nie jego telefon do
cioci Stasi, żadna siła nie zmusiłaby mnie do pjścia pod tablicę
wynikw. Ale on… Z całą pewnością. Dla mojego wielkiego
uczucia, dla niego gotowa byłam na wszystko.
Dobrze pamiętałam dzień, kiedy to uczucie wybuchło z siłą
nagłą i niespodziewaną dla serca nastolatki.
– Zosia, psyjechali! – wykrzyknął mj pięcioletni brat Rafał
na widok wchodzących ciotki i wujka, ktrzy właśnie wrcili
z siedmioletniego pobytu w Belgii.
Zaciekawiona wyszłam na korytarz i zobaczyłam mojego
dwudziestoczteroletniego kuzyna Marcina. Obiektywnie mwiąc,
nie jest on ideałem męskiej urody; miał twarz o niezbyt
regularnych rysach, ale wystarczyło jedno spojrzenie jego
czarnych, bystrych oczu, abym się nim zainteresowała.
– Zosieńka, taka już duża! – Porwał mnie w ramiona i okręcił.
Kiedy odstawił mnie na ziemię, czułam, że wiruję nadal. To
była miłość od pierwszego wejrzenia. Cała pźniejsza przyjaźń,
ktra narodziła się między nami, była dla mnie pochodną tego
pierwszego, nastoletniego impulsu. Marcin jako jeden z nielicznych
potraktował mnie, piętnastolatkę, na tyle poważnie,
aby zwierzać mi się ze swych ambicji i planw na przyszłość.
Byłam zatem jedynym członkiem rodziny, ktry nie doznał
szoku, gdy Marcin przenisł się do Warszawy, zostając – ku
przerażeniu wszystkich – fotoreporterem. Żeby dyplomowany,
zdolny architekt nagle zwariował do tego stopnia – to nie
mieściło się w głowie nikomu w naszej zacnej, mieszczańskiej
rodzinie. Wujek stale teraz przeklinał dzień, kiedy na czternaste
urodziny kupił Marcinowi aparat fotografi czny, a ciotka rwała
włosy z głowy, jęcząc, że jej jedynak zapewne umrze w stolicy
z głodu. Wbrew tym przewidywaniom poradził sobie doskonale
i wkrtce otrzymał stały etat w tygodniku studenckim.
Ja rwnież wyciągnęłam wnioski z moich dyskusji z Marcinem
i postanowiłam, że moim najbliższym celem będą studia na
anglistyce warszawskiej. Dlaczego akurat tam? No cż, chyba
nietrudno się domyślić. Kiedy byłam w klasie maturalnej, Marcin
zasugerował mi, że powinnam myśleć długofalowo i studiować
dziennikarstwo. W myślach zrodziły mi się niezwykle atrakcyjne
wizje, w ktrych głwne role odgrywaliśmy ja i Marcin, zwiedzający
wszystkie kontynenty i uczestniczący we wszystkich ważnych
wydarzeniach na świecie, jako najlepszy duet reporterski.
Okropne było tylko to, że Marcin, tocząc długie i poufne
rozmowy ze mną, na dobrą sprawę w ogle mnie nie zauważał.
Wprawdzie trudno było mnie dostrzec za aparatem korekcyjnym,
ale oprcz twarzy miałam przecież zupełnie zgrabne nogi.
Pozostawała mi nadzieja, że wzrok mu się poprawi, kiedy na co
dzień będziemy mogli się spotykać w Warszawie. Na studiach
niezbyt mi zależało.
Gdyby oświadczył mi się już we wrześniu, to wcale nie
musiałabym studiować. Przerażała mnie perspektywa nowego
środowiska i nowych ludzi, ktrzy przecież mogą mnie nie
zaakceptować. Ojciec uważał, że muszę studiować, aby „poszerzyły
mi się horyzonty”, mama mwiła, że mogę robić w życiu
rżne rzeczy, „ale papier jest ważny”, z kolei siostry mamy
były święcie przekonane, że placwki szkolnictwa wyższego są
doskonałym zapleczem matrymonialnym. Skoro już znalazłam
idealnego kandydata, wydawało mi się, iż dalsze marnowanie
czasu i pieniędzy na studia nie ma sensu. Tylko że Marcin
nie był zadeklarowanym kandydatem…
Moje marzenia o zamieszkaniu u Marcina podczas studiw
zostały brutalnie rozwiane przez ojca, ktry oświadczył, że
będę mieszkać u cioci Stasi, na Mokotowie. Innym okrutnym
ciosem okazał się służbowy wyjazd Marcina, w czasie gdy
zdawałam egzaminy wstępne. Chcąc nie chcąc, zabrałam się
ostro do nauki i same egzaminy okazały się nie takie straszne,
jak się spodziewałam. Jednak ten pogodny nastrj pogarszał
się coraz bardziej w miarę oczekiwania na wyniki.