Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Krzysztof Jakowicz - zachwyt nad światem Nr 7-8/2009

kjakowicz01Krzysztof Jakowicz gościł w czerwcu 2009 r. w Gdańsku. Wystąpił w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej wraz z zespołem Tangata Quintet. W programie pod tytułem "Tango moja miłość" zaprezentowano zestaw najsłynniejszych tang w porywających aranżacjach. Występ Krzysztofa Jakowicza, który z łatwością nawiązuje wspaniały kontakt z publicznością, zachwycił profesjonalizmem i żywiołowością. Nie zabrakło także refleksji i cytowania wierszy. Z wielką radością przedstawiam Państwu zapis naszej rozmowy o poezji, muzyce i warszawskim kierowcy autobusu częstującym cukierkami...

Proszę nam opowiedzieć o zespole, z którym wystąpił Pan w Gdańsku.

Tangata Quintet jest zespołem na światowym poziomie. To młodzi, niezwykle utalentowani i fascynujący ludzie. Grają w składzie: Klaudiusz Baran na bandeonie, Grzegorz Lalek na skrzypcach, Piotr Malicki na gitarze elektrycznej, szef zespołu Sebastian Wypych na kontrabasie oraz pianista i kompozytor Hadrian Filip Tabęcki. Oni grają wprost rewelacyjnie, ich tanga mają wspaniałe brzmienie. Gdyby taki kwintet przyjechał z zagranicy to byłby rozchwytywany. A oni grają lepiej niż ci z Argentyny!

Pana koncerty to nie tylko uczta dla melomanów, ale i dla miłośników poezji...

Tak, często otrzymuję tomiki poezji, ciągle odkrywam coś ciekawego i potem dzielę się tymi wierszami z publicznością - np. fraszki Sztaudyngera.

Miłość

Wdzięczność bez granic

za wszystko i za nic.

W miłości

W miłości właśnie cenię

Niedoświadczenie.

Miłość nie jest kunsztem,

Miłość jest wzruszeniem

Miłość od pierwszego spojrzenia

Czasem, ot tak, mimochodem

Coś czegoś staje się powodem.

 

Sympatyczne, krótkie i trafne. Czym są dla Pana dobre wiadomości?

Wszystkie te, które właśnie zacytowałem. Myślę, że dobre wiadomości w dużej mierze zależą od nas samych, od tego jak je odbieramy. Możemy je spowodować swoimi dobrymi uczynkami i swoimi zachowaniami. A wtedy dzieją się miłe rzeczy.Ubiegły poniedziałek był dla mnie takim niesamowitym dniem, pełnym wrażeń...

Proszę nam opowiedzieć o tym dniu.

Rano byłem na basenie, potem jechałem autobusem na fizykoterapię. Miałem się przesiąść do drugiego autobusu. Kiedy dojeżdżałem, okazało się, że ten drugi już prawie rusza. Wybiegłem i błagalnie wzniosłem ręce do góry. Kierowca zobaczył mnie w lusterku i otworzył tylne drzwi. Z radością wskoczyłem, poszedłem podziękować kierowcy, a on wyciągnął cukierki mówiąc: Bardzo proszę się poczęstować...

Tak więc dzień zaczął się niesamowicie. Potem spotkałem kierującego mnie na te zabiegi lekarza, który słucha mojej muzyki. Podarował mi tomik swoich wierszy. Zacząłem je czytać i dosłownie oszalałem na ich punkcie, takie są genialne. Czytałem je podczas koncertu. Postanowiłem kupić kilkadziesiąt takich tomików i rozdawać przyjaciołom i znajomym. Te wiersze promieniują dobrocią, miłością, optymizmem i jednocześnie są głęboką, wnikliwą obserwacją tego świata przez młodego człowieka. Pisane są od serca i trafiają do czytelnika. Wszystko jest takie proste i naturalne, mógłbym podpisać się pod stwierdzeniami zawartymi w tych wierszach. Czasem w muzyce i poezji widać, że kompozytor czy poeta mocno natrudził się by sklecić swoje dzieło. A tu ta prostota znaleziona u człowieka, który na codzień nie zajmuje się przecież poezją, tylko jest lekarzem ortopedą i osteopatą, budzi szczególny szacunek.

Jest Pan bardzo życzliwym i uśmiechniętym człowiekiem...

W moim życiu tak się układa, że w promieniu 5 metrów wokół mnie jest optymizm. Spotykam też samych zacnych ludzi. Może potrafię ich dobrą stroną nastawić do świata i do mnie. Natura wyposażyła mnie w takie czujniki, że reaguję na to, co dobre wokół mnie i na dobre bodźce.

Natomiast to mnie przeraża, że wszystkie środki masowego rażenia, jak nazywam środki masowego przekazu, są nastawione na złe wiadomości. A te, moim zdaniem przyciągają kolejne złe wiadomości. Mówi się, że bez nich nie ma tej oglądalności, ale to jest zawracanie głowy. Należałoby odwrócić sprawę. Ludzie potrzebują dobrych wiadomości. Widzę jak publiczność reaguje na koncertach, ile otrzymuję dowodów życzliwości, ciepłych słów, ile listów od ludzi, którzy podkreślają, że jest coś takiego promiennego we mnie. Myślę, że to dzięki temu, że mam kontakt z ludźmi, że lubię to co robię, że muzyka to nie tylko mój zawód. Jest to też moje hobby i pasja absolutna, bo ja ciągle mam wrażenie, że zaczynam od początku. Dużo ćwiczę i zawsze myślę, że jutro będę grał jeszcze lepiej niż dzisiaj. A tymi moimi czujnikami dostaję od publiczności tyle energii i radości. Często ludzie dziwią się skąd mam tyle energii. Odpowiadam:"To od państwa, od mojej publiczności". Tuwim kiedyś powiedział, że artysta to nie jest człowiek, który działa w powietrzu. Jego sztuka ma odbiorcę, który reaguje i my to odbieramy. Powstają fale, które przepływają, tworząc taką pozytywną energię. Oczywiście po koncercie mocno jestem zmęczony, bo daję z siebie wszystko i to bez względu na miejsce koncertu. Nie ma znaczenia czy to jest Paryż, Chełm czy Zalesie. Zawsze gram tak samo, bo uważam, że ludzie wszędzie są tacy sami i wymagają takiej samej uwagi i dobrego traktowania. Każdy człowiek jest taki sam, nie ma lepszych czy gorszych i mniej ważnych. Tego zachwytu nad światem i szacunku dla drugiego człowieka nauczyły mnie podróże, szczególnie do Japonii, gdzie często bywam.

Na pewno duża jest też rola domu rodzinnego...

Tak, tego też nauczyli mnie rodzice poprzez swoje postępowanie. Myślę, że wychowanie polega na dobrym przykładzie. Jeśli mówisz coś - to czyń to. W wychowaniu często postępujemy odwrotnie niż mówimy, a to wielki błąd. Im bardziej oddalamy się od tego ideału, tym bardziej błądzimy i większą krzywdę robimy sobie i innym.

Interesuje mnie wiele rzeczy. Myślę, że to granie na instrumencie, to wnikanie, to zaczynanie na nowo powoduje, że jest we mnie ciągle ciekawość świata i chęć jego poznania.Tu bym się odwołał do wiersza doktora Godka, który mnie szczególnie zachwycił:

 

Cały sens spełnienia

Zawarty jest w oczekiwaniu

Nie list przeczytany

Ale drżące koperty otwieranie

Nie poród

Lecz brzemienia pokorne noszenie

Nie czułe dwojga spotkanie

Lecz tęsknota za niepowracającym

Nie serca stanowcze wołanie

Lecz może tylko jego pulsowanie.

 

Jak czytam coś takiego to jest cudownie. Czy ten poniedziałek nie był cudowny? Wrócę jeszcze do tego dnia. Potem spotkałem jeszcze moich studentów, dyplomantów. Dwóch z nich dostało się na studia podyplomowe do wielkiego polskiego skrzypka p. Bartka Nizioła, który pracuje w Bernie, w Szwajcarii. Trzecia moja studentka szykuje się do udziału w konkursie, z dużymi szansami. To cieszy.

Jakie są jeszcze inne dobre wiadomości w Pana życiu?

Mam cudowne wnuki, fantastycznego syna Kubę, który jest wielkim skrzypkiem i zacnym człowiekiem, bo tak wszyscy o nim mówią. Oczywiście życie ciągle przynosi niespodzianki, a to żona miała ostatnio kłopoty ze zdrowiem, na wnuczka spadł kleszcz itd. Ale to jest normalne. Życie mnie nauczyło, że to normalne, że coś się wydarza, że cierpimy. A nienormalny jest taki stan, gdzie jest wszystko idealne. Taki palec boży jest nam ciągle potrzebny. Nie można założyć, że nasze życie upłynie bez problemów, że przeżyjemy je łatwo i przyjemnie, bo wtedy byłoby to jakieś boskie życie.

I wtedy by się tego nie doceniło...

Z całą pewnością. Jak mówią, że twórcy musieli cierpieć to jest to wielka prawda. W szkole teatralnej w Warszawie wisi apel Zbigniewa Herberta, brzmi mniej więcej tak: Pamiętajcie, że życie artysty to jest trud. Nastawcie się, że będziecie mieli trudności, ale im trudniej wam będzie, tym lepiej, bo wasza sztuka będzie głębsza.

Na jakich skrzypcach Pan gra?

To specjalne skrzypce. Mają ponad 300 lat. Zostały kupione w Gdańsku od wieloletniego koncertmistrza śp. pana Szmaja z Opery Bałtyckiej, chyba na pięć lat przed jego śmiercią. To wzruszające, bo bardzo go ceniłem i lubiliśmy się. Od czasu do czasu skrzypce wracają jakby do macierzy do Gdańska, tu najlepiej brzmią, bo potrzebują trochę wilgoci. Nie jest to Stradivarius, ale mają dużo szlachetności i są wygodne. Jednak ciągle jeszcze szukam skrzypiec.

Jak rozpoczął się Pana kontakt z muzyką?

Byłem dzieckiem, kiedy rodzice stwierdzili, że mam zdolności muzyczne. Nie mogli mi kupić fortepianu, więc zacząłem grać na skrzypcach i tak zostało. To nie był jednak przypadek, to jest na pewno gdzieś zapisane w górze. W ogóle czuję się jakbym był przybyszem z kosmosu. Moja mama urodziła mnie 30 września 1939 roku uciekając z Warszawy, w rowie gdzieś między Garwolinem a Pilawą. Ktoś odciął mnie od mamy nożyczkami. Potem szła jeszcze siedem kilometrów. To były ciężkie, wojenne czasy.

Aż trudno uwierzyć, że niedługo będzie Pan obchodził siedemdziesiąte urodziny...

Sam się dziwię. Ja od pasa w dół czuję się na 20, a od pasa w górę na 50 lat, to oczywiście żart. Myślę, że to dzięki tej pasji jaką jest muzyka. Jest to na pewno też optymizm, zachwyt nad światem i to ciągłe zdziwienie ile jest fantastycznych rzeczy. Jak jechałem tu do Państwa do Gdańska ćwiczyłem w ostatnim przedziale, bo zazwyczaj ćwiczę, czytam lub śpię jak jest dłuższa trasa, żeby czasu nie marnować. Jak się jedzie pociągiem mija się zachwycające widoki, tę bajeczną przyrodę. Im człowiek jest starszy tym głębiej odczuwa i więcej widzi tego piękna, które nas otacza i mam nadzieję, że to słychać w mojej grze.

Tak, na pewno tak jest. Dziękuję za rozmowę i pozdrowienia przekazane dla Czytelników "Dobrych Wiadomości".

 

rozmowę przeprowadziła Marta Polak

 

Wiersze, o których była mowa pochodzą z tomiku "Nisko nad ziemią", autorem jest dr Piotr Godek z Warszawy.

opal copy