Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Wywiad Marty Polak z Janem T. Przęczkiem

Przedstawiam Państwu wywiad, którego udzielił mi Pan Jan T. Przęczek, autor książki „Takie tam... zapiski”. Książka ukazała się w Wydawnictwie Koziorożec we wrześniu 2013 roku. 

„Takie tam... zapiski” to zbiór opowiadań przedstawiających lata młodości autora, czasy służby wojskowej, początki pracy, stopniowe awanse, pracę na statkach, potem na holownikach, emeryturę, aż po dzisiejszy dzień pracownika ochrony. 

jan DSCN5195

Panie Janie, książka „Takie tam... zapiski” jest Pana debiutem literackim. Serdecznie gratuluję, bo książka jest bardzo ciekawa. Czy pisał Pan już wcześniej czy zaczął Pan niedawno, będąc już na emeryturze?

Napisałem kilka opowiadań na początku lat sześćdziesiątych i nawet były opublikowane, ale to nie było to.

Zgodnie z tym co mówią ludzie, od których się uczę i których słucham, po pierwsze trzeba mieć co pisać, reszta: styl, ortografia, język i co tam jeszcze, jest już zabawą w przekładanie liter. W tym całym bałaganie samo pisanie jest najprostsze, gorzej z "uzdatnianiem". Podam taki przykład: któregoś dnia miałem chęć pisania i "popełniłem" w ciągu kilku godzin opowiadanie na około dwa i pół tysiąca słów, później przez trzy tygodnie je "wyżymałem", poprawiałem, uzdatniałem, nawet wydrukowałem, żeby lepiej ocenić i w rezultacie trafiło tam gdzie miało swoje miejsce i towarzystwo podobnych "dzieł", od których Ustrzeż Nas Panie i gdzie trafiać powinny takie "kawałki". Najtrudniej jest mi utrzymać zwięzłość wypowiedzi. 

Czy w rodzinie ktoś zajmował się pisaniem?

Tak, moja mama pisała jakiś czas po wojnie, jednak na początku lat pięćdziesiątych „złamała pióro” i o ile wiem pisała tylko do „szuflady”. Po Jej śmierci wszystko przepadło.. 

Czy ktoś namawiał Pana do napisania książki, czy była to taka wewnętrzna potrzeba?

Były pytania sugerujące zajęcie się spisaniem wszystkiego co opowiadałem. Wewnętrzną gotowość poczułem jednak dopiero niedawno. Sugestie padały od wielu różnych osób, od rodziny, kolegów. Co do namawiania do napisania książki tutaj "winowajczyń" jest sporo np. Pani Sikorska, która mieszkała po sąsiedzku i często spotykaliśmy się na spacerach z psami. W trakcie spacerów opowiadałem jej o różnych rzeczach. Pani Katarzyna Smyk, pierwsza oceniła moje próby i zachęciła mnie do dalszych. Pani Marta Polak (nie wiem czy Pani ją zna?), gdy wysłałem jej pierwsze cztery opowiadania wymusiła na mnie dopowiedzenie reszty i zrobiła z tego książkę.

(ze śmiechem) Tak, znam Martę Polak...

Pani Janie, co Pan czuł kiedy już gotowa książka przyjechała z drukarni? Jakie były pierwsze wrażenia?

Czułem onieśmielenie i dumę oraz pewne niedowierzanie, że to jest MOJE „dzieło”. 

A jak rodzina przyjęła Pana książkę? Jakie były komentarze?

Wszyscy - rodzina i znajomi przyjęli bardzo dobrze, tak dobrze, że aż nie bardzo jestem pewien czy to naprawdę Ja. 

Przygoda w pisaniem spodobała się Panu tak bardzo, że powstaje kolejna książka. O czym ona będzie?

To będzie tak jak obecnie zbiór opowiadań, możliwie zwartych i możliwie krótkich. Do dłuższych i bardziej opisowych rzeczy brakuje mi odwagi. 

A więc czekamy. A teraz wróćmy do tej pierwszej, wydanej już książki. Najwięcej opowiadań zawartych w tej książce mówi o Pana pracy na morzu.

Jak długo Pan pływał i na jakich stanowiskach?

Pływałem około trzydziestu pięciu lat i na wszystkich stanowiskach maszynowych, czyli od Młodszego Motorzysty do Starszego Mechanika, tj odbyłem pełną karierę. 

Jak Pan wspomina te lata na morzu?

Bardzo dobrze, podjęcie pracy motorzysty, a później mechanika, było trafieniem na odpowiednie powołanie. 

Jakich bander były to statki?

Najwięcej było polskich statków, ale nie tylko, była maltańska, norweska FOC, Tobago, syryjska, panamska i jeszcze trochę innych. 

Jak Pan wspomina kontakty z załogami z różnych krajów?

Kontakty z różnymi załogami miałem dobre, między innymi dlatego, że starałem się zawsze odnosić z szacunkiem do każdego, niezależnie od narodowości i koloru skóry czy wykształcenia.

Najczęściej byli to Filipińczycy, mam wśród nich dużo serdecznych przyjaciół, Rosjanie, Arabowie, Brytyjczycy, Niemcy, Etiopczycy... Wieża Babel to nie była, ale trochę się zebrało. Wszystkich wspominam bardzo dobrze. Z wyjątkiem wspominanych mniej bardzo dobrze, bo i tak też było. 

Co jest najtrudniejsze w pracy na morzu?

Wyjście z domu. 

A jak znosił Pan długą rozłąkę z rodziną?

Różnie. Jeżeli w domu było wszystko w porządku to wyjazdy były bezproblemowe, gorzej gdy np. Żona była chora, a ze względów finansowych był przymus i inne podobne sprawy mniejszej wagi. Na ogół wyjeżdżałem chętnie. 

Na jakich typach statków Pan pływał?

W ciągu ostatnich lat mojej kariery zdobyłem najwięcej doświadczeń między innymi na holownikach, euro-coasterach, kontenerowcach itd. 

Miał Pan możliwość aby zwiedzić świat. Która jego część zrobiła na Panu największe wrażenie?

Trudno powiedzieć. Chiny są dla Europejczyka najbardziej atrakcyjne, ale… duże wrażenie wywarła na mnie kłótnia między chłopcami w Hamburgu, mieli po około 12 lat, jeden z nich był czarny drugi biały, a kłócili się… po polsku. 

Pomimo swoich 73 lat ciągle jest Pan aktywny, będąc na emeryturze pracuje Pan jako pracownik ochrony. Ostatnie dwa opowiadania w książce nawiązują do tej pracy. Pięknie opisał Pan swoje kontakty z psami, wiernymi towarzyszami pracy. Zapewne lubi Pan zwierzęta, szczególnie psy?

Lubię wszystkie zwierzęta. W domu mam psa i kota, ale wszystkie inne też mogą być miłe. 

Bardzo mi się też podoba, że korzysta Pan z internetu, ciągle się Pan uczy nowych rzeczy np. jak przekształcić swoją książkę w e-booka, bierze Pan udział w szkoleniach, bywa Pan na wielu spotkaniach w bibliotekach, festynach itp. Czy jest to sposób na zachowanie dobrej formy? Czy taki sposób doradziłby Pan też innym?

Po prostu trzeba się starać być aktywnym, dużo daje na przykład nauka języków, nawet jeżeli nie widać wprost efektów. 

Ma Pan duże doświadczenie życiowe, proszę nam powiedzieć co jest najważniejsze w życiu?

Wszystko jest ważne, dobrze jest jednak być otwartym do ludzi, oczywiście bez narzucania się z dobrocią – zagłaskać można nawet kota i później się dziwić, że uciekł. 

A jak rozumie Pan sformułowanie „dobre wiadomości”?

Dobre wiadomości moim zdaniem to te przyjmowane bez oporu. 

I na koniec proszę nam wyjaśnić tę literę T w nazwisku....

Moje imiona to Jan Tadeusz. Niedawno dowiedziałem się, ze Jan to po stryjecznym bracie mojej Mamy, a Tadeusz to po moim ojcu. W podpisie używam T tylko oficjalnie, gdyż zwrócono mi przy jakiejś okazji na to uwagę. 

Dziękuję i życzę Panu kontynuowania swojej pasji oraz wielu zadowolonych czytelników Pana książek.

Również dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

Pytania zadawała Marta Polak

Link do relacji ze spotkania autorskiego Jana Przęczka w Bibiotece na Suchaninie: 

http://www.dobrewiadomosci.eu/proza/1686-jan-przczek-spotkanie-autorskie-w-bilbiotece-na-suchaninie

 

Link do recenzji Katarzyny Włodarczyk:

http://www.dobrewiadomosci.eu/proza/1690-katarzyna-wodarczyk-recenzja-ksiki-qtakie-tam-zapiskiq- 

JAN PRZĘCZEK PRZÓD OKLADKIm

  





"Takie tam... zapiski"
autor Jan T. Przęczek
premiera: wrzesień 2013 r.
ISBN 978-83-929748-4-0
format  148 x 210  
ilość stron 170
Wydawnictwo Koziorożec  jan i jar DSCN5191
Na zdjęciu Jan Przęczek oraz Jarosław Jaszak
przed spotkaniem autorskim w Bibliotece na Suchaninie.

Po lekturze książki "Takie tam... zapiski"  Jarosław Jaszak napisał w mailu: Jestem zadowolony i chciałbym podziękować Panu Janowi za bardzo ciekawą i interesującą książkę. Podoba mi się treść i wartka narracja. Proszę o dalszy ciąg przeżyć "naszego" bohatera. Dziękuję w swoim imieniu, a także mojej  Rodzinki -  żonki Jadwinki i córki Justynki. Pozdrawiam.

opal copy