Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Festyn przy Latarni w Nowym Porcie 20.08.2016

Na początku był chaos, na szczęście trochę bałaganu przy tworzeniu nowego nie szkodzi. Dla zachowania spokoju wewnętrznego, wyszedłem z domu nieco wcześniej, wsiadłem do właściwego tramwaju i hajda! Pojechałem na Festyn. Po drodze wpadłem na pomysł i zatelefonowałem do przyjaciela Jarka. Przyjaciel, jak to przyjaciel!

– Siadaj do mojego tramwaju, jest lepszy – wyjaśnił.

Co było robić, przesiadłem się i pojechaliśmy we dwóch, po drodze wymieniając poglądy na różne ważne i nieważne, ale… zawsze mądre tematy. W wyniku przesiadki, pomyliłem trasę. Wysiadłem w Nowym Porcie. Do latarni daleko, trasa pomieszana – trzeba z kapcia. Gdańsk niby znam, mieszkam tu parę lat, tylko ułożona w głowie (jeżeli to co na szyi można tak nazwać) trasa się zmieniła. Pogoda ładna, drę kapcie do najbliższego przystanku, aby zdążyć na czas, a czas ucieka.

Zdążyłem! Nieco później niż chciałem, ale zawsze, na czas. Gdy przyszedłem (śmiejcie się ludzie, ale moja torba z książkami ważyła!) kończyły się przygotowania do festynu. Pani Marta Polak zapinała wszystko na ostatni guzik. Galicia Folk Band stroiła instrumenty, a ja mogłem to podziwiać. Przywitałem Panią Oksanę, Pana Włodka i Pana Nazara, starałem się nie przeszkadzać. Gdy spotykam tych państwa czuję się niemal jak członek zespołu.

Rozkładam swoje pinkle. Przy okazji zostaję przedstawiony panu Marcinowi Wildze. Zamieniamy kilka słów, pan Marcin jest autorem książki o grzybach. Cieszę się ze spotkania, pan Marcin wie więcej niż ja i takie spotkania są dla mnie najważniejsze.

008

Teraz Galicia Folk Band robi entré. „Kamja na hora” w otwartej przestrzeni brzmi: nawet nie umiem powiedzieć jak, jestem zaskoczony, moje „drewniane ucho” wyczuwa piękno mocnych głosów.

Na teren latarni wchodzą goście i widzowie. Zauważam właściciela latarni pana Jacka Michalaka. Wchodzą malarka Pani Agata Wróblewska – Borucka i Pan Kapitan ŻW Gabriel Oleszek, malarz i pisarz. Oboje rozmieszczają swoje obrazy. Jest też grupa osób piszących książki, związanych z wydawnictwem KOZIOROŻEC należącym do Pani Marty. Zaprezentowani zostają siedząca obok pana Marcina Wilgi, Barbara Połoczańska, Gabriel Oleszek, fraszkopisarz Waldemar Krupowicz i niżej podpisany, siedzący z drugiej strony pani Barbary. Pani Barbara prezentuje książkę, bardzo ważną dla wielu osób: „Siła woli – moc zdrowienia” o pokonaniu stwardnienia rozsianego. Widok okładki z rozkwitającym słonecznikiem powoduje przypływ pozytywnej energii.

004a

Pani Marta Polak wita zgromadzonych i otwiera Festyn z okazji Światowego Dnia Latarni Morskich. Przedstawia osoby tworzące atmosferę festynu. Prócz zespołów muzycznych, malarzy i pisarzy są jeszcze osoby tworzące podbudowę cielesną. Jest Pani Iwona Kwiatkowska - właścicielka i manager restauracji „Perła Bałtyku” z Nowego Portu. Jest też stoisko OBOLON z kwasem chlebowym. Tak nawiasem, opowiedziałem panu Marcinowi jak w Warszawie po wyzwoleniu, można było na rogu ulicy napić się kwasu chlebowego. (Opisałem kształt szklanek). Dodaję: metod utrzymania higieny wielokrotnie używanych naczyń nie opisuję, bo po co? Kwas chlebowy pijałem wtedy, a były to czasy, gdy strzykawki i igły do nich się gotowało, a bandaże prało i przewijało. W Festynie biorą również udział: członkowie Gdańskiego WOPR z panem Ryszardem Miroszniczenko, a takżę panie z Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa z Poznania – Wydział Studiów Społecznych w Gdańsku – Nowym Porcie. Nagłośnienie imprezy - DJ KRISS VAN KLOCEK.

Koniec prezentacji, korzystając z chwili przerwy, wykonuję niewielką rundkę wokół latarni.4 IMG 0414

Podchodzę do pani Agaty Wróblewskiej – Boruckiej, jestem dumny, że mnie poznała i mówi do mnie po imieniu. Zawsze jestem onieśmielony, gdy oglądam malarstwo, rzeźbę lub słucham muzyki. Boję się palnąć w wielkim stylu, rzeczy mnie ośmieszających. Tym razem jakoś tak jest, pani Agata zdaje się rozumieć moje rozterki, a ja się nie wychylam. Podoba mi się „Dziewczynka ze skrzypcami”. Wymieniamy uwagi, właściwie to słucham i milczę.

– To jest mój pierwszy obraz namalowany z wyobraźni – mówi pani Agata – przedstawia ilustrację do „Małego Księcia” – dodaje.

Przyglądam się i zaskoczony nic nie mówię. Powiedzieć, podoba się, rzucić komplementem wydaje się banałem. Ktoś kto wymyślił powiedzenie: milczenie jest złotem, musiał być całkiem niegłupi. A obraz uderza, przywołuje wszystko co pamiętam o „Małym Księciu” i „Nocnym Locie”. Po obejrzeniu obrazu dziwię się jak mało wiem o Antoin’ie de Saint – Exupery. Pilot i wybitny pisarz pozostał dla mnie tajemniczy.

Zwracam uwagę na obraz klifu.

– Klif orłowski – wyjaśnia pani Agata.

– Wiem – odpowiadam – nurkowałem w pobliżu, ale to było tak dawno, że najstarsi Cyganie nie pamiętają. Takie niestety jest życie (to w pamięci i do siebie). Wiatr co chwilę zdmuchuje obrazy, pomagam pani Agacie podnosić. Niestety wiatr się uparł. Przepraszam i idę dalej.

Po chwili przechodzę obok stoiska Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa. Krótka rozmowa z paniami z obsługi, są mniej więcej w wieku moich wnucząt. Panie namawiają mnie na studia, ja z uśmiechem odpowiadam, że to prawie tak jakby mumię wskrzesić. Śmiejemy się we trójkę.

IMG 0428

Galicia wykonuje „Dumkę na dwa serca” , przystaję, wysłuchuję do końca. Wracam na miejsce. Teraz pan Nazar śpiewa po ukraińsku „ Bandurzystę”, mocny głos przywodzi na myśl starego kozaka, zamyślonego nad swoim losem, może przeszłością, może dawną miłością. Żałuję, że treść jest mi niedostępna. Zbliża się dwunasta.

Pan Jacek Michalak opowiada o pomiarze długości geograficznej i znaczeniu kuli czasu. Cała publiczność przechodzi na dogodne stanowisko obserwacji. Po chwili kula opada. Minęło południe. Nie tak dawno, na m/s Płock zaprzyjaźniony nawigator tłumaczył mi jak dziecku, masz do czynienia z ostatnimi prawdziwymi nawigatorami i łapał identyfikator do oznaczenia gwiazdy.

Po kuli czasu jeden z autorów Wydawnictwa KOZIOROŻEC, Pan Waldemar Krupowicz czyta własne, niezwykle celne fraszki. Z panią Basią Połoczańską wymieniamy krótkie uwagi. Podziwiam siłę woli tej drobnej i z wyglądu kruchej kobiety.

– Wie pan – mówi – jeden z moich internetowych znajomych, dowiedziawszy się, że nie jestem entuzjastką PiS, zablokował moje konto.

– Widocznie – myślę – nie był wart tej znajomości – a głośno – to mi przypomina zetempowskie trójki, część tamtych ludzi też była odmóżdżona na tle ideologii. Czas się przesunął, z ideą równości się pożegnano.

Po chwili cicha refleksja, Październik 56 wylał na nich kubeł wody. Teraz dawni młodzieńcy cierpią na sklerozę, a ich następcy udają mniej głupich.

Pan Waldemar skończył. Zaczyna się następny występ w składzie: Pani Maria Wit–Godwod – śpiew, Pan Józef Masternak – gitara, śpiew, Wojciech Wiśniewski – instrumenty klawiszowe, śpiew, Pan Jerzy Jaskulski – gitara, śpiew.

048

Pani Maria Wit – Godwod i Józef Masternak to soliści. Panowie Jerzy Jaskulski i Wojciech Wiśniewski to członkowie zespołu: „Standard Acoustic”.

W swoim repertuarze wykonawcy mieli piosenki z moich lat szczenięcych i młodych. „ Morze” o ile pamiętam była z repertuaru Pani Marty Mirskiej (mogę się mylić) to było tak dawno... „Cichą wodę” tu się nie mylę po raz pierwszy słyszałem jesienią 1955 roku późnym wieczorem i od pierwszego razu zapamiętałem słowa. Gdy Pan Józef Masternak zapytał:

– Kto zna słowa ? – I dodał – może nam towarzyszyć.

Już się wyrywałem, na szczęście myślenie się nie wyłączyło. Mój sznaps tenor – barytonowy mógł zepsuć wszystko. Lepiej niech zawodowcy śpiewają na estradzie, a ja przy goleniu w łazience.

Występ zespołu zakończyła piosenka morska „ Chociaż każdy z nas jest młody”, duża część publiczności przyłączyła się do śpiewających. Z tą piosenką i jeszcze drugą „Wesoła marynarska wiara” łączą się inne moje wspomnienia. To była moja trzecia podróż statkiem. Statek nazywał się „Diana” i płynęliśmy na nim z Wicka na Wolinie do Szczecina i z powrotem. Z Lubina gdzie byliśmy na koloniach przeszliśmy czwórkami śpiewając te właśnie piosenki.

Jedna uwaga: Gdy zostałem już marynarzem na prawdziwym statku, zdarzało się: – Cz! To na Bałtyku – Cz! Na Atlantyku – rzygałem jak kot po byle jakim jedzeniu! Piosenka obudziła moje wspomnienia.

Teraz na scenę wkroczył Andy, wieloletni pracownik WUŻ oraz przedstawiciel tego przedsiębiorstwa podczas festynu. Jego wejście zapowiada dodatkowe atrakcje. Tu trzeba jednak po kolei. A zatem najpierw krótka historia WUŻ. W dobie przemian część pracowników dawnego Wydziału Usług Żeglugowych Zarządu Portu Gdańsk, postanowiła i potrafiła tego dokonać, podjąć się usług pilotażu w Porcie Gdańskim. Obecnie WUŻ dysponuje w pełni nowoczesnym taborem holowników oraz odpowiednią kadrą. Dzięki temu przedsiębiorstwo jest w stanie świadczyć usługi holownicze i pilotowe wszystkim statkom wchodzącym do Gdańska. Cały tabor pływający przedsiębiorstwa jest pod polską banderą.

Przy okazji festynu zaprezentowano, zbudowany w 2001 roku holownik m/t TAURUS – byk, nazwa świadcząca o sile. Uciąg TAURUSA wynosi 35T i napęd stanowią dwa pędniki typu AQUAMASTER. Dzięki możliwości zwiedzania tego holownika publiczność miała dodatkową atrakcję nie tylko dla dzieci i dorosłych, lecz także dla doświadczonych marynarzy jak Pan Kapitan ŻW Gabriel Oleszek czy niżej podpisany „zęzochłap”.

107Wspaniałą atrakcją był „taniec holownika” – pokaz możliwości manewrowych statku kierowanego przez prawdziwego fachowca. Po zwiedzaniu TAURUSA zorganizowano konkursy: Rysunkowy dla dzieci i Konkurs wiedzy o WUŻ dla wszystkich.

Po raz wtóry ze swoimi fraszkami wystąpił Pan Waldemar Krupowicz, w tym wypadku należy podziwiać jego umiejętność skondensowania myśli w dwóch, trzech wersach. Fraszki są ostre i ukazują naszą codzienność.

O godzinie 14.00 po raz wtóry opada kula czasu i ukazuje się … solistka Opery Bałtyckiej Pani Anna Kinga Osior.

075

Recital Pani Anny Kingi Osior obejmuje tym razem utwory muzyki lekkiej. Zastanawiam się czy muzyka tak zwana lekka jest taka lekka dla wykonawców. Z wielką przyjemnością słuchałem pięknego, mocnego głosu. Po występie ledwo mogłem podejść z podziękowaniem za występ. Nie jestem pewny czy artystka nie przestraszyła się widząc dziada rozpychającego się wśród wielbicieli.

DJ KRISS VAN KLOCEK cały czas tworzył atmosferę, grając w przerwach szanty. Najbardziej podobała mi się ta ze słowami „Hej Ha kolejkę nalej…” niestety miałem tylko termos z gorącą herbatą bez wkładki regeneracyjnej.

Po Pani Annie Kindze Osior, o godzinie 15.00 wystąpił Pan Vadim Gavva, wirtuoz gitary klasycznej, absolwent kijowskiej Akademii Muzycznej. Nastąpiła zmiana nastroju, muzyka gitary klasycznej w bardzo dobrym wykonaniu skłania do zadumy, a nad morzem dodatkowo pobudza do refleksji.

128

Spadek kuli czasu o godzinie 16.00 zakończył pełen atrakcji festyn, została nadzieja na następny taki, ale to już w przyszłości. Dziękuję Pani Marcie Polak i Stowarzyszeniu Dobrych Wiadomości za przyjemnie spędzony dzień, za atrakcje. Pogoda dopisała.

Jan Przęczek

emerytowany marynarz, autor dwóch książek

zdjęcia Marta Polak

opal copy