W MOJEJ PAMIĘCI …
Czas zaciera wspomnienia. Niekiedy trudno przywołać w pamięci twarze sprzed 30, nawet 35 lat... Gdzieś w zakamarkach naszych umysłów skryły się nazwiska koleżanek i kolegów, którzy przed laty byli członkami naszej śpiewaczej wspólnoty. Odeszli, bo losy rzuciły ich w inne miejsca, bo sprawy rodzinne i zawodowe zajmowały im zbyt dużo czasu; odeszli, bo zmogła ich choroba i cierpienie, odeszli, bo tak chciał Bóg. Tych pamiętam najbardziej.
(Fot. Ewa Grzeszczuk)
Profesor Joachim Gudel – założyciel chóru, spiritus movens naszego zespołu, przyjaciel, opiekun, powiernik w trudnych chwilach i zwyczajny człowiek cieszący się naszymi radościami. Oddany chórowi bezgranicznie, szanował wszystkich i wszystkich równo traktował.
Elżbieta Gudel – małżonka Profesora. Swojego ciepłego głosu użyczała altom. Dobry duch spotkań muzycznych w domu Profesorostwa. Opiekuńcza i serdeczna dla innych, nawet w trudnych dla siebie chwilach. Uśmiechnięta i dobra.
Jolanta Skrzypek – sopranistka. Pierwsza z naszych koleżanek, którą z naszego grona Pan Bóg powołał do siebie. Była serdeczna i życzliwa. Od początku powstawania chóru przychodziła na próby wraz z mężem Andrzejem. Zachorowała na raka. Choroba zwyciężyła... Po śmierci Joli Andrzej nie wrócił do nas.
Ewa Stawicka – także jedna z pierwszych chórzystek, śpiewała altem. Szczupła, krótkowłosa blondynka w okularach. Miała problemy ze wzrokiem, chorowała na cukrzycę. Jej także nie
udało się wygrać z chorobą.
Dionizja Odrowąż – Petrykowska – dystyngowana starsza pani. Sopranistka o miłym, ciepłym,
dojrzałym głosie. Miała trudności z chodzeniem i wspomagała się kulami – mimo to bardzo sumiennie i z radością przychodziła na próby. Kochała śpiew i ręczne robótki.
Jadwiga Jodko – serdeczna, kochana pani Jadzia. Swoim głosem zasilała soprany. Chodziła przy lasce, ale była bardzo obowiązkowa. Pamiętam, że zwykle mogła pochwalić się wysoką frekwencją.
Od Niej Profesor dostał nuty „ Kantaty Wielkanocnej '' , którą przez wiele lat śpiewaliśmy podczas mszy rezurekcyjnych.
Ewa Bieńkowska – zginęła tragicznie w bardzo młodym wieku. Jako dziewczę kilkunastoletnie
zaczęła przychodzić na próby ze swoją mamą Alicją. Tak po ludzku – każda śmierć wydaje się przedwczesna, ale Jej odejście było szokiem dla nas wszystkich. Trudno pogodzić się z taką tragedią.
Tadeusz Świętorecki – jeden z pierwszych chórzystów, wysoki, postawny bas, zawsze wesoły
i uśmiechnięty. Wyróżniał się silnym, dźwięcznym głosem. Chętnie włączał się w organizację pielgrzymek i wyjazdów chóru.
Jan Trofimow – śpiewał tenorem. Jasiu nosił peruczkę i uwielbiał wszystkie panie, które trochę wykorzystywały tę Jego słabość i usilnie namawiały, żeby zrzucił perukę i nie wstydził się łysinki. W końcu uległ, ku zadowoleniu wszystkich i nawet był wdzięczny za nasze namowy. Jako samotny mężczyzna chętnie przychodził na próby, żeby spędzać wieczory w przyjaznym towarzystwie.
Norbert Seglitz – starszy pan, również tenor. Krótko śpiewał w naszym zespole, ale dał się poznać jako dobry, serdeczny kolega i sumienny chórzysta. Czas spędzany na próbach był dla Niego miłą odskocznią od codziennego rytmu dnia.
Wiesław Błażejczyk – bas, w chórze pojawił się na początku naszej działalności. Trochę zamknięty w sobie, czasami małomówny, ale zawsze koleżeński i bardzo oddany pracy w zespole. Z pasją uprawiał swoją działkę.
Tadeusz Malinowski – starszy pan śpiewający tenorem. Spotkania na próbach z pewnością były dla Niego dobrym czasem spędzonym wśród kolegów dzielących Jego pasję. Pan Tadeusz śpiewał
z nami kilka lat.
Bartłomiej Białecki – również tenor. Odniosłam wrażenie, że bardzo lubił śpiew w chórze
i starał się rozszerzać swoją wiedzę muzyczną, bo pytał mnie czasami o pewne określenia
i symbole związane z zapisem nutowym. Był uprzejmy i miły.
Marian Ejsmont – wieloletni tenor, dżentelmen w każdym calu. Żył muzyką. Kochał śpiew i bardzo emocjonalnie związany był z zespołem. Profesora wspominał z ogromną atencją, podziwiał Go za pasję i ukochanie muzyki. Marian dla każdego był miły i uprzejmy, nigdy nie podnosił głosu. Nawet w czasie swojej ciężkiej choroby odwiedzał nas, kiedy siły na to pozwalały, a my byliśmy przy Nim w hospicjum. Pożegnaliśmy Mariana jako ostatniego z naszego zespołu w roku 2016.
Panie Boże, Ty łaskawie przyjmij dusze naszych współtowarzyszy do Swojego Królestwa,
a w naszej modlitewnej pamięci niech pozostaną na zawsze.
Maria Walczyk
Cantores Minores Gedanenses