Rok 1981. To nie był dobry czas. Tuż po strajkach w sierpniu 1980. Niepokój i niepewność. Strach przed dniem następnym. W takich okolicznościach rodziła się pewna inicjatywa. W nowej parafii – nowy chór. Potrzebny był tylko ktoś, kto przekona parafian, że to dobry pomysł. I ten ktoś się znalazł, i całe swoje serce włożył w nową ideę, całą swoją ogromną wiedzę muzyczną zapragnął przekazać innym. Amatorom, ale kochającym muzykę i śpiew ponad inne przyjemności. Bo trzeba było wielkiego zaangażowania, poświęcenia i wiary niezłomnej w słuszność przedsięwzięcia, żeby z garstki ludzi zbudować zespół, zgrany i działający jak jeden organizm, spoisty i trwały. Pomimo że mówiono – nie dacie rady, stan wojenny, to się nie uda.
(Fot. Ewa Grzeszczuk)