Pierwszy, upalny dzień tego lata. Wczasowicze wylegli czym prędzej na plaże, chcąc uchwycić choćby trochę tego, nieśmiałego w tym roku, słońca.
Szłam ulicami Starόwki, zastanawiając się, co ja tu robię. Czy nie szkoda spędzać tego popołudnia w zamkniętym pomieszczeniu Fillii Gdańskiej.
Wkroczyłam na ul. Mariacką. Taka kolorowa i bogata w bursztyny. Przymuleni pasanci, zaskoczeni tą prawidłową właściwie, do tej pory roku temperaturą , rozglądali się po stoiskach.
Rozsiadłam się na moich ulubionych schodkach, pokrytych poduszkami, przyglądając się, jak Fillia powoli się wypełnia. Wieść o niepowtarzalnej atmosferze tego miejsca rozniosła się na tyle, że nawet w upalny dzień ludzie znajdują drogę na Mariacką 42.
Dziś w programie koncert.
Wstęp wolny.
Złośliwy kolega powiedział mi kiedyś, że chodzę tam tylko dlatego, że to za darmo. Inny kolega – artysta dodał, że nie powinno być imprez artystycznych za darmo, bo ludzie nie doceniają tego, za co nie muszą płacić.
Nie zgadzam się z żadnym z nich.
„Łukasz Jaroń – ukulelista, tamburynista, wokalista, słowem: muzyczny grafoman. Gra na wszystkim, co mu wpadnie w ręce i różnie mu to wychodzi, ale przynajmniej się stara.
Andrzej Kędzierski - poszukiwacz dźwięku, kolekcjoner pogłosów. Twórca chilloutowych klimatów. W muzyce odnalazł przestrzeń dla siebie. Możliwość tworzenia i bilet sieciowy, dają mu niezwykłe poczucie wolności. Tworzy niebanalne projekty muzyczne, współpracuje z reżyserami teatralnymi, filmowymi, z ludźmi organizującymi przedsięwzięcia artystyczne w przestrzeni publicznej.”
Stanęli przed nami, w krόtkich spodniach, tenisόwkach i sandałach...niepozorni chłopcy.
Niepozorni do pierwszego dźwięku, jaki wydobyli. Doskonałe głosy, świetna dykcja, perfekcyjne opanowanie instrumentόw, lekkość aranżacji i łatwość nawiązania kontaktu z publicznością sprawiły, że wchłonął nas ten magiczny, muzyczny świat.
Pobiegłam wzrokiem po twarzach słuchaczy. Bardzo zrόżnicowana ta publiczność. Dzieci, młodzież, dorośli i staruszki, a wszystkie twarze rozświetlone tym samym blaskiem.
Ten rόżnorodny repertuar i wspaniałe wykonanie sprawiły, że każdy znalazł tam coś dla siebie. A mała dziewczynka, siedząca obok mnie znalazła ukojenie i sen.
I jeszcze jeden bis, i jeszcze jeden, i jeszcze tylko to...proszeeeee...
Podziękowaliśmy naszym artystom za piękne popołudnie. Nie było wśrόd nas nikogo, kto nie doceniłby ich kunsztu.
Wyszłam na ulicę Mariacką, przepełniona radościa. Przystanęłam przy gitarzyście, ktόry piękne dźwięki wyczarowywał ze swego instrumentu. Uśmiechnął się i ja uśmiechnęłam się do niego, w podzięce, że daje nam radość za darmo.
Szłam ulicami mojego kochanego miasta, z zamyślenia wyrwały mnie dopiero odgłosy innej imprezy. Na skraju Starόwki siedzieli, ukryci na ławeczkach, z krzakami w tle ci, ktόrzy nie doceniają koncertόw za darmo. Upojeni swoimi domniemanymi nieszczęściami, zamroczeni najtańszym alkoholem, jaki mogli dostać w całodobowych kioskach, pokrzykiwali jakieś nieskładne słowa.
Zrobiło mi się ich żal. Najwyraźniej nie znaleźli w odpowiednim czasie nikogo, kto by ich zaraził entuzjazmem i radością płynącą z dźwiękόw i słόw niekrzykliwych.
Bożena Tuszkowska